Od momentu kiedy moja córka, po raz pierwszy złapała kredkę do małej rączki, a miała wówczas dopiero 8 miesięcy, odkryła magię pustej kartki. Pomijam oczywiście fakt, że pierwsze próby rysowania, kończyły się zazwyczaj próbą zjedzenia owej kredki:) Od chwili, gdy odkryła, że zostawia swój ślad na czystej, pustej kartce papieru, rysowanie stało się nieodłaczną częścią naszego codziennego życia. Mam trzy córki i każda z nich, bardzo lubi rysować czy malować, ale to właśnie moja średnia córka nie potrafi bez tego normalnie funkcjonować ( po kimś to chyba ma;). Na początku rysowała zazwyczaj wtedy gdy jej to zaproponowałam. Bardzo szybko jednak, sama zaczęła sięgać po kredki. Razem z jej starszą o dwa lata siostrą, produkowały codziennie ilości rysunków na skalę fabryczną. Pora wieczorowa, tuż przed snem, okazała się ulubionym momentem na tworzenie. Tak jak codzienne mycie zębów i czytanie książeczki przed snem, stało się to nieodzownym elementem naszych wieczornych rytuałów. Gdy zdarzyło się, że dzień nam się przedłużył i właściwie nie było już czasu ani nawet chęci ( czyt. naszej chęci ) na to by jeszcze rysować, moja córka zawsze ostro protestowała, mówiąc: ” Jak nic sobie nie narysuję zanim pójdę spać, to mi się w głowie dobrze nie poukłada, nie będę mogła zaspać i jutro będę miała zły dzień!”…. Otóż to….nie poukłada jej się dobrze w głowie:) Bo dzieci rysują nie tylko dlatego, że poprostu lubią rysować, ale bardzo często dlatego, aby sobie właśnie wszystko dobrze poukładać. Wszystkie zdarzenia, emocje i bodżce po całym dniu, przelewane są na papier, na pustą czystą kartkę która wręcz krzyczy i prosi o zapełnienie! Bo my dorośli rozmawiamy. Jeśli tylko ktoś chętny się znajdzie, możemy sobie ponarzekać, pożalić się, wygadać…a dziecko nie zawsze…bo dziecko nie zawsze może, nie zawsze potrafi i nie zawsze chce rozmawiać…jedno jest jednak pewne….każde dziecko CHCE być wysłuchane i zrozumiane, nawet bez słów.